Nie kontaktowałam się z Tomkiem od kiedy wie, że jestem z Wojtkiem. Głupio wyszło. Mogłam mu powiedzieć od razu... Mam nadzieje, że w końcu wszystko będzie dobrze. Dzisiaj mam iść z dziewczynami poznać Kain'a. Idę razem z Wojtkiem, bo chce żeby Justyna go poznała i ona też swojego przyprowadzi żebyśmy go poznały. Będzie fajnie, taka gromadka. Naszykowaliśmy się do wyjścia i pojechaliśmy na miejsce spotkania. Wszyscy już byli i czekali na nas. Pozapoznawaliśmy się ze sobą i wygodnie usiedliśmy. Było bardzo śmiesznie, bo ten Kain co chwile rzucał jakiś kawał. Wszyscy się bardzo polubiliśmy. Tylko chłopakowi Justyny -Michałowi- ni było do śmiechu. Zabrałam dziewczyny do łazienki przypudrować noski.
-Co jest z twoim Michałem, Justyna?-zapytałam.
-Pokłóciliśmy się po prostu przed wyjściem... Ostatnio nam się nie układa, a przecież niedługo przygotowania do ślubu i w ogóle.
-Nic nam nie mówiłaś, że to twój narzeczony.-powiedziała rozweselona Natalia.
-Miałam wam niedługo powiedzieć... Będziecie zaproszone.
-Super. Gratulacje tak w ogóle.-powiedziała Anita.
I wróciłyśmy do chłopaków. Zastanawiałam się z kim pójdzie na ten ślub Natalia, bo przecież nie sama. Było naprawdę fajnie dopóki do Łoza ktoś nie zadzwonił. Było to tak: Siedzimy i gadamy sobie. Jest super. Nagle Wojtkowi zaczyna dzwonić telefon. Wziął go do ręki i wyszedł. Ściany były z szkła i wszystko widziałam. Za chwile skończył rozmowę i pokazał rękami, że mam do niego podejść. Był lekko poddenerwowany.
-Ja...Musze iść.-powiedział.
-Co? Czemu?
-N..o.. Zadzwonił Lajan, że jestem potrzebny.
-Ale dzisiaj jest niedziela. Miałeś nie wychodzić w te dni do pracy.
-No wiem. Przepraszam.
-Nie możesz mu powiedzieć NIE. Zawsze robisz wszystko co ci karzą!
-Nie prawda. Nie mów tak!
-Ale tak właśnie jest. Codziennie tam jeździsz. Wiem, że płyta i w ogóle, ale miałeś niedziele spędzać ze mną!
-Wiem, ale dziś tak wyjątkowo muszę iść.
-No i niby, o której masz zamiar wrócić?
-Nie wiem. Jakoś po 20:00...
Wymieniliśmy się ostrymi zdaniami i wróciłam do reszty, a on pojechał do Lajana. Głupio mi było wejść tam do nich, bo na pewno wszystko słyszeli... Siadłam obok Natalii, a ona mocno mnie przytuliła. Do końca spotkania nie miałam humoru. Łozo zabrał samochód i nie miałam jak wrócić. To znaczy dziewczyny chciały mnie odwieść, ale odmówiłam. Chciałam zrobić sobie długi spacer. To nie był jednak dobry wybór. Do domu było jeszcze około 30 minut drogi i było ciemno. Cicho. Niby to wczesna jeszcze godzina-19:00, ale tedy już o tej porze mało ludzi... Teren nie zabudowany. Szłam chodnikiem. Było mi zimno, za lekko się ubrałam. Usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się, ale nikogo nie było. Przeraziłam się. Zaczęłam biec, ale nagle ktoś złapał mnie za ramię i zabrał torebkę. Chciałam mu ją odebrać. Dałam mu z plaskacza w policzek. Wkurzył się i oddał mi tak mocno, że upadłam na ziemie.Straciłam przytomność. Obudziłam się w tym samym miejscu. Nie wiedziałam ile tak leżałam. Bolało mnie wszystko. Wstałam i zaczęłam iść w stronę domu. Chyba... Nie wiem czy to dobry kierunek. Zabrał mi torebkę, a w niej miałam i telefon i kasę. Zabrał to co najważniejsze. Było mi strasznie zimno. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Popłakałam się. jeszcze na dodatek pokłóciłam się Łozem. Ciekawa jestem czy mnie szuka. Gdyby nie to, że zadzwonił po niego Lajan pewnie wszystko było by dobrze. Nie powinnam zwalać na nikogo winy... Mogłam pojechać, z którąś z dziewczyn. Nagle zobaczyłam kogoś kto szedł w przeciwną stronę. Podbiegłam i zapytałam:
-Przepraszam, która godzina?
-Nie jestem zainteresowany.
-Słucham? Niech pan nie myśli, że ja pana podrywam. Pytam tylko, która godzina.
-To przepraszam. jest przed 21:00.
-Dziękuje.
I zaczął iść dalej, a ja zostałam. Mogłam go jeszcze spytać ile do mojego domu. Biegłam za nim, ale jak on mnie zobaczył to zaczął uciekać.
-Niech pan poczeka! To ja, ta od godziny!-krzyknęłam i facet się zatrzymał.
-Co się stało?-zapytał.
-Zna pan może ulice Świętego Ducha w tej okolicy?
-Znam.
-A daleko do niej jeszcze?
-Około 5 kilometrów.
-Słucham?
-No tak. Pani szła w złą stronę.
-Jejciu... Czy pan też idzie gdzieś w tam te bliższe okolice?
-Tak.
-A mógłby pan mi potowarzyszyć?
-Oczywiście. Jestem Hubert.-powiedział i uśmiechnął się do mnie.
-Magda.-odpowiedziałam i odwzajemniłam uśmiech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz